środa, 24 lipca 2013

Dlaczego nie realizujesz świetnych pomysłów? #1


Zastanowiłeś się już, co sprawia, że nie realizujesz wszystkich tych świetnych i kreatywnych pomysłów, które przychodzą Ci do głowy?

Nawet jeśli nie masz na to jeszcze żadnego konkretnego wytłumaczenia, z pewnością jesteś w stanie przypomnieć sobie myśli (argumenty), które pojawiały się w Twojej głowie w momencie, kiedy rezygnowałeś z podjęcia się czegoś, na czym bardzo Ci zależało.

Dzisiejszy wpis poświęcony będzie jednej z takich właśnie myśli.

"Nie osiągnę tego, bo jestem za młody."

Jestem za młody, żeby dostać świetną pracę, 
jestem za młody, żeby awansować na to stanowisko, 
jestem za młody, żeby wymyślić coś, co może zmienić życie wielu ludzi,
jestem za młody, żeby zabierać głos w tej dyskusji,
jestem za młody, żeby rywalizować ze starszymi (bardziej doświadczonymi) niż ja,
jestem za młody, więc z pewnością wcale tego nie rozumiem,
jestem za młody, więc nie będą mnie traktować poważnie.

Miałeś kiedykolwiek takie myśli? Jeśli tak, ten wpis jest w sam raz dla Ciebie! Jeśli nie - czytaj dalej, bo poznasz inspirujące przykłady młodych osób, którym wiek nie przeszkodził w zrealizowaniu naprawdę niesamowitych planów.


Zacznijmy od przykładu.
Twoją perspektywą może być chęć aplikowania o pracę, o której zawsze marzyłeś. Jeśli obawiasz się, że jesteś za młody i stawia Cię to na przegranej pozycji, prawdopodobnie w Twojej głowie powstała któraś z poniższych równości:

Młodość=niedojarzłość
Młodość=brak doświadczenia
Młodość=niewystarczające umiejętności
Młodość=infantylność
Młodość=niezrozumienie rzeczywistości

Trenerzy na szkoleniach posługują się często różnymi przykładami, które mają pozwolić Ci na coś, co nazywa się zmianą perspektywy. Są nimi np. rysunki przedstawiające w rzeczywistości coś zupełnie innego niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Generalnie aby zmienić perspektywę (bez względu na sytuację) konieczny jest pewien dystans. Nie przedstawię Ci teraz żadnych rysunków, ale zasugeruję, być na moment całkowicie zapomniał o pracy i swoim CV.
Pomyśl o młodości jako takiej. Z czym Ci się ona kojarzy?

Może okaże się, że:

Młodość=niedojarzałość entuzjazm
Młodość=brak doświadczenia świeże spojrzenie
Młodość=niewystarczające umiejętności gotowość do uczenia się i podejmowania wyzwań
Młodość=infantylność kreatywność
Młodość=niezrozumienie rzeczywistości inna perspektywa, lepsze osadzenie we współczesnych realiach

Jak widzisz, to nie cyfry w Twojej metryczce stanowią blokadę, a to, co Twój umysł z nimi utożsamia.

Możesz też niestety stwierdzić, że nie ma znaczenia, gdzie Ty sam postawisz znak równości, skoro w głowach wielu ludzi, z którymi przyjdzie Ci w życiu obcować może być zakorzeniony pierwszy ze schematów.

Ale zapamiętaj jedną rzecz: jeśli dla kogokolwiek argumentem przeciwko Twoim szansom na bycie w czymś naprawdę świetnym jest to, w którym roku się urodziłeś, to znaczy, że temu komuś brak jakichkolwiek argumentów (lub zwyczajnie się Ciebie obawia).

Innymi słowy nadal jesteś świetny :)

Chciałabym teraz przedstawić Ci trzy (zupełnie różne) inspirujące przykłady młodych ludzi, którzy zrobili w życiu coś naprawdę fajnego.

Jack Andraka.
[przeczytaj jeśli kiedykolwiek pomyślałeś: jestem za młody, żeby wymyślić coś, co może zmienić życie wielu ludzi]

15-latek, który wynalazł innowacyjną metodę diagnozowanią raka trzustki. Większość z 200 naukowców, do których skierował prośbę o udostępnienie laboratorium do badań, odmówiła. Kiedy w końcu jeden z naukowców z John Hopkins University zainteresował się chłopakiem, po kilku miesiącach współpracy powstał test, który jest 100-krotnie efektywniejszy od obecnie stosowanych metod, działa kilkudziesięciokrotnie szybciej i kosztuje... 3 centy.
Polecam obejrzeć prezentację Jacka na konferencji TED (swoją drogą zwróćcie uwagę na niespotykaną wręcz w tym wieku umiejętność prowadzenia prezentacji!).




Karol Dębkowski
[przeczytaj jeśli kiedykolwiek pomyślałeś: jestem za młody, żeby dostać świetną pracę lub jestem za młody, żeby awansować na to stanowisko]


Najmłodszy broker ubezpieczeniowy w Polsce i Kierownik do spraw Rozwoju Biznesu w międzynarodowej korporacji - i to jeszcze przed ukończeniem studiów licencjackich!

W jaki sposób? To z pewnością wyjaśni Ci ogromna porcja inspiracji, którą Karol serwuje regularnie na swoim blogu.
http://www.przedsiewez.pl/


Bardzo polecam!


Kid President
[przeczytaj jeśli kiedykolwiek pomyślałeś: jestem za młody, żeby zabierać głos w tej dyskusji]

Urodził się w 2003 roku i niedługo później postanowił "uczynić świat mniej nudnym". Myślisz, że to za wysoka poprzeczka dla dziecka? A może już o nim słyszałeś? To bardzo prawdopodobne, bo film "A Pep Talk" zdobył na Youtube ponad 27 milionów wyświetleń.



I co o tym myślisz?

Nadal uważasz, że jesteś za młody, by dostać tę pracę?

Pamiętaj, że nigdy nie będziesz już tak młody jak w tym momencie.
Może warto to jakoś wykorzystać?
Ostatecznie - co masz do stracenia?

Pozdrawiam,
Głos z OFF-u

niedziela, 21 lipca 2013

Dlaczego nie realizujesz świetnych pomysłów? #0


Ile masz w głowie rewelacyjnych pomysłów, których nigdy nie wcieliłeś w życie usprawiedliwiając się brakiem czasu?
Zdarzyło Ci się kiedyś wpaść na coś, co według Ciebie mogło zmienić świat, ale potem wydało Ci się głupie?
Jesteś w stanie policzyć, ile świetnych okazji przepuściłaś koło nosa, bo bałaś się, że nie sprostasz wymaganiom?
Jak często zaczynasz argumentację od "Jestem na to zbyt...." lub "Jestem niewystarczająco..."?
Czy nadal pamiętasz ten moment, w którym mogłeś zmienić swoje życie na lepsze, ale nie starczyło Ci odwagi?

Doskonale wiem, ile fantastycznych i kreatywnych pomysłów tkwi w Twojej głowie. Domyślam się również, że część z nich prawdopodobnie nigdy nie ujrzała (lub, co gorsza, nie ujrzy) światła dziennego. Może przyczyna tego jest złożona i skomplikowana, ale da się rozłożyć ją na czynniki pierwsze? A może blokuje Cię tylko jedna konkretna rzecz, np. brak czasu lub wiary w siebie?

"Dlaczego nie realizujesz świetnych pomysłów?" to nowy cykl wpisów na Głosie z OFFu, poświęconych temu, co ogranicza Twoją pomysłowość, kreatywność i drzemiący w Tobie potencjał. Każdy wpis dotyczył będzie jednej z najczęstszych barier w drodze do sukcesu, a celem całego cyklu będzie zmotywowanie i przygotowanie Cię do walki o to, na co zasługujesz!

Pierwszy post z cyklu już wkrótce!
Jeśli nie chcesz, by Cię ominął, bądź bieżąco: https://www.facebook.com/blog.gloszoffu?fref=ts

A może już teraz przychodzą Ci do głowy bariery, które sprawiają, że niepotrzebnie się poddajemy? Koniecznie mi o nich napisz!

Pozdrawiam,
Głos z OFFu

sobota, 20 lipca 2013

Dlaczego potrzebujemy Niemców i królowej?


Często mówi się, że my, Polacy, potrzebujemy albo wojny, albo przynajmniej wrogiego systemu, żeby zdziałać coś wspólnymi siłami. Idziemy ramię w ramię, ale pod jednym warunkiem: z naprzeciwka ktoś musi strzelać. W przeciwnym razie albo rzucimy karabiny i pójdziemy w swoją stronę bez słowa, albo, co gorsza, zaczniemy strzelać do siebie. Jakoś tak łatwiej nam przychodziło działać "przeciwko" niż "za", czyli teraz, kiedy rządzimy sami sobą i to na dodatek demokratycznie. 

W gruncie rzeczy wszystko wskazuje na to, że Polaków scalają właściwie dwie rzeczy, które potrafią sprawić, że przez chwilę przestajemy życzyć sobie nawzajem jak najgorzej.

Po pierwsze: wspólny wróg.

Wspólny wróg daje nam kopa jak skrzynka Red Bulla i tyle wzajemnej miłości co dom... publiczny. 
A co więcej, to wcale nie musi być Niemiec (choć trzeba przyznać, że ze wszystkich wspólnych wrogów, ten ma chyba największą moc jednoczenia nas, i to po dziś dzień). Wspólny wróg to NFZ. Wspólny wróg to ZUS. Wspólny wróg to obczyzna, która łączy emigrantów. Czasem wspólny wróg to nawet spóźniający się autobus, dzięki któremu można solidarnie ponarzekać. 
Jedno jest pewne. Dzięki wspólnym wrogom wciąż jednoczymy się, choć trzeba przyznać, że już nie tak jak kiedyś (patrz: początek wpisu - za mało wojen, za mało komuny).

Po drugie: wspólny bohater.

I to jest clue. Brakuje nam wspólnego bohatera jak wody na pustyni i porządku w dziekanatach. Brakuje nam jednego, którego mogliby poprzeć wszyscy. Nie da się ukryć, że po części brakuje nam po prostu Jana Pawła II, lub choćby perspektywy pojawienia się jeszcze kiedyś (za naszego życia) kogoś o takiej sile scalania. 

Mimo to usilnie szukamy. Chociażby w sporcie. Weźmy przykładowo skoki narciarskie, niemalże jedną z naszych dyscyplin narodowych. Nie oszukujmy się - nudną jak flaki z olejem. Ale przez te kilka sekund kiedy Małysz wisiał w powietrzu Polska zdawała się zapominać o wszelkich wewnętrznych podziałach i ludzie jakby mniej się między sobą nienawidzili. 

Niestety bohaterów zdecydowanie brakuje nam w polityce. Brakuje Piłsudskiego lub choćby Wałęsy.
Brakuje sukcesu (jak w skokach narciarskich) lub przynajmniej wiary (jak w piłkę nożną). Szansa na to, że zaczniemy być dumni z własnego rządu, dzielnie znosząc jego porażki (śpiewając "nic się nie stało") jest raczej nikła. 

Czasem myślę, że nam po prostu brakuje królowej. Ot, takiej co to się w rządzenie za mocno wtrącać nie będzie, ale da poczucie bezpieczeństwa prostym ludziom i uwolni ich od konieczności śledzenia debaty politycznej. 


Na monarchię się jednak nie zanosi, pozostaje więc nadzieja na dalsze sukcesy sportowe. O wspólnych wrogów chyba się martwić nie musimy.


Pozdrawiam,
Głos z OFF-u

czwartek, 18 lipca 2013

Friedman i zasada marchewki, czyli dwa oblicza demona darmowości



Demon darmowości - jedna ze współczesnych form nadprzyrodzonych. Bestia pojawia się szybko i niespodziewanie, pożerając ludzkie mózgi. Nikt (z wyjątkiem baców i marketingowców) nie wie skąd i po co się wzięła. Legenda głosi, że ten, kto zobaczy demona darmowości... będzie żył dalej, choć jego życie nigdy nie będzie już takie samo.


Niedzielne popołudnie i obiad w galerii handlowej. Typowy fast-foodowy open space na ostatnim piętrze.  Jedna z popularnych restauracji oferuje swoim klientom coś na zasadzie szwedzkiego stołu. Bulisz słono za kawałek ryby, w zamian za co dodatki  dobierasz w dowolnej ilości i konfiguracji. Taki sobie mini all inclusive. Zasada jest tylko jedna – musi się zmieścić na talerzu. 

Muszę przyznać, że sama jestem częstym gościem tego lokalu, bo odpowiada mi taka forma komponowania posiłku. Przynajmniej nie muszę płacić za surówkę z tartej  marchewki, którą od dwudziestu lat zostawiam na talerzu.

A jednak ta marchewka, zupełnie niemetaforyczny koszmar moje dzieciństwa, staje się fundamentem jednej z głównych reguł funkcjonowania demona darmowości.

Założenie w zasadzie marchewki (nie mylić z kijem i marchewką!) jest jedno: nienawidzisz marchewki. Nigdy w życiu nie przyrządzisz jej w domu, nie tkniesz jej u teściowej, u mamy i w szkolnej stołówce. Ale teraz ją nałożysz. Ze szpinakiem, buraczkami, fasolką szparagową i wetkniętym w środek ogórkiem konserwowym. Albo dwoma. Po czym z całą pewnością i tak (w miarę możliwości) ominiesz tę nieszczęsną pomarańczową papkę, bo... jej nie cierpisz. Poza tym góra jedzenia na twoim talerzu jest tak pokaźna, że twoja własna babcia wytrzeszczyłaby oczy ze zdumienia (przecież zawsze krzyczysz, że nie zjesz tyle, że już wystarczy!). 

Ale tym razem marchewka jest za darmo, i to w sposób demoniczny. Ba! W pewnym sensie zapłaciłeś za nią (doskonale wiesz, czym są ukryte koszty!), więc wgnieciesz ją w tę mieszankę ziemniaków opiekanych i frytek, pod którą zupełnie zniknął gdzieś kawałek twojej drogocennej ryby.

Ostatecznie jest to twoja marchewka. Za darmo.

Kiedy myślę o demonie darmowości  (i ziemniakach z frytkami) przypomina mi się Anglia. Nie wiem czy czytają tam te same podręczniki co u nas, ale z pewnością nikt nie może stać się prawdziwym marketingowcem w renomowanej korporacji pokroju Tesco bez doktoratu z Buy one, get one free.


Słusznie mówił Friedman, że nie ma darmowych obiadów. Ale przyzwyczailiśmy się jednak do stosunkowo subtelnych form nabijania nas w butelkę. Zdajemy się nawet te formy (jak gwiazdki czy ukryte koszty) jakoś tak wewnętrznie akceptować. Zachód w takie pierdoły się bawić się nie będzie. Chwała Matce Boskiej Marketingowców, że większość Wyspiarzy nie potrafi dzielić w pamięci i z radością płaci piątaka za 2 butelki Coli po 2 poundsy za sztukę. 

--------------------------------------------------------------------------------------------

Dzwonię do ciebie, bo kończy się miesiąc i muszę wygadać darmowe minuty

- Od kiedy ty pijesz energetyki? - E, nie piję, za darmo na ulicy rozdawali

- W Ryanairze za darmo startery do 02 rozdają wszystkim pasażerom! Wypas, co?
- Po co ci starter do 02, przecież ty prawie nie bywasz za granicą
- E... no po nic, ale rozdawali, kumasz, za darmo. U nas nie  rozdają.

- Patrz co dostałam, w galerii rozdawali. Fajne?
- No, fajne. Ale po co ci dwa?
- No nie wiem. Za darmo dawali, to wzięłam.

Brzmi znajomo?


No to na deser (oczywiście darmowy) przypomnienie internetowego hitu ubiegłorocznych Świąt Bożego Narodzenia, czyli Wigilia w Radomiu.




Pozdrawiam!


Głos z OFFu.